Problemy z rozpoznaniem i oceną autoprezentacji
Jak już wspomniałem, autoprezentacja jest świadoma lub nieświadoma, przenika niemal każdy aspekt naszego życia, a przy tym niezmiernie rzadko – być może po prostu nigdy – nie występuje jako jedyny motyw ludzkiego postępowania. Rodzi to zrozumiałe trudności z określeniem jej rzeczywistego wpływu na dane zachowanie, a nawet z samą jej identyfikacją. Ludzie często w ogóle nie zdają sobie sprawy z obecności motywów autoprezentacyjnych w swoich intencjach i zachowaniu – a pośrednio także w swoich postawach i przekonaniach. Analizując post hoc swoje postępowanie, nieświadomą kontrolę nad wywieranym przez siebie wrażeniem zwykle przesłaniają wygodnymi racjonalizacjami. Nie przyznają się po prostu sami przed sobą, że powodowała nimi przyczyna, którą nieświadomie uznali za zbyt kompromitującą, aby mogła być prawdziwa.
Racjonalizacja – akt uzasadniania kompromitującego zachowania po jego wystąpieniu lub usprawiedliwianie czy tłumaczenie się po fakcie. W psychoanalizie mechanizm obronny polegający na przywołaniu fałszywego, ale samouspokajającego wyjaśnienia zachowania, które w rzeczywistości jest efektem wypartych pragnień (Colman 2009, 621).
Co ciekawe, pojęcie racjonalizacji zostało po raz pierwszy użyte w węższym znaczeniu psychoanalitycznym przez walijskiego psychoanalityka Ernesta Jonesa, w artykule pod tytułem Rationalization in Everyday Life, a więc Racjonalizacja każdego dnia („Journal of Abnormal Psychology”, 1908). Zbieżność z tytułem wspominanej książki Goffmana The Presentation of Self in Everyday Life wydaje się wielce znamienna. Zarówno z zabiegami autoprezentacyjnymi, jak i maskującymi je racjonalizacjami mamy do czynienia na co dzień. Rzecz w tym, że sprzęgnięcie jednych z drugimi powoduje, iż zwykle uchodzi to naszej uwagi.
Inny związany z tym problem polega na tym, że dokonującą autoprezentacji osobę trudno oceniać w kategoriach moralnych. W przypadku autoprezentacji autentycznej (niedokonywanej w złej wierze) nie ma, oczywiście, w ogóle sprawy. Sama w sobie troska o wywieranie korzystnego wrażania nie jest przecież niczym nagannym. Ale co z nieuczciwym, a nieuświadamianym manipulowaniem innymi osobami – np. w przypadku szantażu emocjonalnego, motywowanym nieadekwatnym do rzeczywistej sytuacji poczuciem krzywdy? Co z nieświadomą reakcją obronną na zniekształcone wizerunki innych ludzi, np. w przypadku tzw. spostrzegania lustrzanego?
Rozmiar deformacji, jakiej podlega wizerunek wroga w czasach konfliktu, uświadamia nam, że nie trzeba być szalonym ani złym, aby zniekształcić obraz kogoś, kto jest ich antagonistą. Kiedy między nami a innymi narodem, grupą lub choćby współlokatorem z pokoju czy rodzicami toczy się spór, przejawiamy skłonność do ich wypaczonego i stronniczego spostrzegania. Ma to na celu idealizację własnych motywów i działań przy jednoczesnej demonizacji motywów i działań drugiej strony. Nasi antagoniści tworzą zwykle spostrzeganie lustrzane nas (Myers 2003, 649-650).
Można powiedzieć, że w takiej sytuacji stają naprzeciw siebie dwa fałszywe – a przez to nadmiernie zantagonizowane – wizerunki publiczne osób, które w istocie rzeczy mogą być bardzo do siebie podobne. Jak oceniać wysiłki autoprezentacyjne ludzi, którzy operują fałszywymi wyobrażeniami o sobie samych i sobie nawzajem? Jakże łatwo wtedy o krzywdzące oceny. I jak trudno odróżnić autoprezentację od zwykłego oszukiwania.
Jakkolwiek by nie było, wydaje się, że pomiędzy pozytywną, autentyczną autoprezentacją a celowym kreowaniem fałszywego wizerunku – podobnie jak pomiędzy świadomością a sferą nieświadomego – istnieje nieskończona liczba przypadków pośrednich, nieoczywistych, zamazanych. Nawiasem mówiąc, to właśnie dzięki tej „szarej strefie” rozmaite mechanizmy obronne, jakie automatycznie uruchamia ludzka psyche w poczuciu prawdziwych bądź wyimaginowanych zagrożeń, mogą być tak skuteczne, a zarazem tak niebezpieczne dla broniącej się za ich pomocą jednostki, prowadząc ją niekiedy na zupełne psychiczne manowce. Mechanizmy te bowiem nie tyle bronią człowieka przed zagrożeniami, ile je maskują, a czasem – co gorsza – same je po prostu stwarzają. Za ich sprawą też w ludzkie motywacje wkraczają nieświadome, irracjonalne i egoistyczne pobudki, przynosząc niekiedy naprawdę katastrofalne skutki.
Mechanizmy obronne – pojęcie stosowane najpierw w psychoanalizie, później szerzej w psychologii i psychiatrii w odniesieniu do sposobów, w jaki ego broni się przed żądaniami id. Bardziej ogólnie, jest to wzorzec uczuć, myśli czy zachowań pojawiających się w odpowiedzi na spostrzegane psychiczne zagrożenie, co umożliwia stosującej go osobie uniknąć świadomości konfliktu lub wywołujących lęk idei czy pragnień. W książce „Ego i id” (1923) Freud dał wyraz swojemu przekonaniu, że mechanizmy obronne są nieświadomą funkcją ego (Colman 2009, 378-379).
Wprawdzie nie słyszałem, aby ktokolwiek zaliczał zabiegi autoprezentacyjne do mechanizmów obronnych, ale jeśli przedsiębrane są one nieświadomie, to osobiście nie widzę przeszkód, aby je za takie właśnie uważać. Jednostka broni się w ten sposób – podobnie jak w przypadku innych klasycznych mechanizmów obronnych – przed niekorzystnym wizerunkiem, a co za tym idzie także przed obniżeniem samooceny. W obu przypadkach obrazu własnego „ja” – zarówno zewnętrznego, jak i wewnętrznego – ego jest skłonne bronić za wszelką cenę, także za cenę racjonalnego myślenia.
Autoprezentacja a tożsamość
Dodaj komentarz