„Ja” publiczne i „ja” prywatne
W dalszej części przytoczonego rozdziału o autoprezentacyjnych pamięciowych manipulacjach Leary wdaje się w dość ryzykowne – aczkolwiek niezmiernie ciekawe – dywagacje:
Badania wykazały, że ludzie wykazujący się w sposób niezgodny z własnymi zasadami czasami „zapominają”, jakie były ich pierwotne postawy. Dokonawszy sprzecznego z zasadami czynu, człowiek zdaje się wierzyć, że zawsze uważał go za dozwolony. Początkowo fakt ten tłumaczono potrzebą spójności poznawczej (to znaczy, że jednostka zapomina o swojej pierwotnej postawie, aby zachować poczucie spójności) lub teorią mówiącą, że ludzie wnioskują o swoich postawach na podstawie obserwacji własnego zachowania (wnioskują, że skoro coś zrobili, zawsze musieli uważać to za słuszne). Ostatnie odkrycie sugerują jednak, że zjawisko to czasami ma związek z motywami autoprezentacyjnymi. Osoby, które zachowały się niezgodnie ze swoimi przekonaniami, pragną, aby inni sądzili, iż zawsze opowiadały się za takim postępowaniem; dzięki temu nie zostaną ocenione jako niekonsekwentne, zakłamane lub niestałe. Jak się wydaje, ludziom bardziej zależy na tym, aby wyglądać na konsekwentnych niż na rzeczywistym poczuciu spójności (Leary 2007, 36).
Wypada zauważyć, że zagadnienie pamięci i pamięciowych – choć raczej niezwiązanych z kreowaniem wizerunku – manipulacji obrosło już niesamowitą ilością pouczającej, a nierzadko naprawdę rewelatorskiej literatury (zainteresowanym polecam zwłaszcza klasyczną książkę francuskiego socjologa Maurice’a Halbwachsa Społeczne ramy pamięci oraz pracę zbiorową Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka). Także wymienione przez Leary’ego teorie dotyczące spójności poznawczej oraz wpływu zachowań na postawy i przekonania („wnioskowanie o swoich postawach na podstawie obserwacji własnego zachowania”) doczekały się całkiem wiarygodnych uzasadnień.
Dość przekonujące wydaje mi się też powiązanie manipulowania pamięcią z motywacją autoprezentacyjną. Trzeba tu jednak wyraźnie rozgraniczyć dwie sfery: nieświadome (re)konstruowanie pamięci – „przekręcanie, przebudowywanie lub fabrykowanie treści swojej pamięci” (Leary 2007, 35) – jest zupełnie czym innym od świadomego jej modelowania w celach autoprezentacyjnych.
To pierwsze odbywa się bowiem w sferze intrapersonalnej – jest skutkiem swoistej gry pomiędzy różnymi, często skonfliktowanymi aspektami psychiki jednostki (w psychoanalizie nazywa je się id, ego i superego), z której nie zdaje ona sobie sprawy. To drugie natomiast zachodzi w sferze interpersonalnej – jest świadomym manipulowaniem treściami, jakie jednostka strategiczne prezentuje publicznie (jedne treści eksponuje, inne ukrywa, jeszcze inne po prostu wytwarza na użytek danego audytorium). Innymi słowy, z jednej strony mamy nieświadome manipulacje pamięcią, z drugiej strategiczne zarządzanie tym, co się faktycznie pamięta. I tylko te ostatnie mają bezpośredni związek z tematyką autoprezentacji.
Owszem, kierowanie wrażeniem może mieć charakter nieświadomy, ale tylko w tym sensie, że prezentująca się osoba nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej zachowanie powodowane jest – choć nie zawsze wyłącznie – motywami autoprezentacyjnymi. Natomiast nieświadome manipulacje pamięcią są domeną działania mechanizmów obronnych – wyparcia, zaprzeczenia, tłumienia, odwrócenia itp. – które docierają do świadomości w postaci gotowych „wspomnień” i które jednostka w dobrej wierze uważa za prawdziwe. Słowem, o ile można wykorzystywać te wytworzone nieświadomie „wspomnienia” do taktycznego dysponowania nimi w sferze interpersonalnej, o tyle same te mechanizmy pozostają poza jakąkolwiek kontrolą: to nie jednostka nimi świadomie manipuluje, ale przeciwnie – to one manipulują świadomością jednostki.
Oba te zjawiska łączy jeden cel – bronią one korzystnego obrazu „ja”. Z tym że mechanizmy obronne dbają o „ja” wewnętrzne (samoocenę), zaś taktyki autoprezentacyjne zajmują się „ja” zewnętrznym (wizerunkiem publicznym). A że samoocena ma ostatecznie pośredni wpływ na kreowanie wizerunku publicznego – osoba pewna poczucia własnej wartości skuteczniej kreuje swój pożądany wizerunek na użytek bliźnich – i vice versa: wizerunek publiczny oddziałuje zwrotnie na samoocenę, nic dziwnego, że ludzie przywiązują równą uwagę do ich obu.
Nie wydaje się więc prawdą, iż „ludziom bardziej zależy na tym, aby wyglądać na konsekwentnych niż na rzeczywistym poczuciu spójności”. Jestem raczej skłonny twierdzić, że zależy im jednakowo na jednym i drugim. Już choćby z tego względu, że dzięki temu unikają oni kłopotliwego dysonansu pomiędzy oboma aspektami swojego „ja”. Krótko mówiąc, będąc wewnętrznie spójnymi, nie będą musieli specjalnie się starać, aby na takich wyglądać.
Dodaj komentarz