Eksponowanie i ukrywanie

Opisywanie siebie jest jedną z najczęstszych, najprostszych, ale też najbardziej ryzykownych taktyk autoprezentacyjnych. Osoba, która zbyt często – zwłaszcza gdy nie jest o to pytana – zachwala swoje zalety, deklarując uczciwość, kompetencję, lojalność itd., naraża się na nieufność otoczenia. Skoro bowiem uporczywie zapewnia, że posiada pewne cechy, rodzi się zrozumiałe podejrzenie, że właśnie ich nie posiada. Ludzie uczciwi, kompetentni czy lojalni zwykle nie muszą o tym specjalnie przekonywać, ponieważ świadczy o tym samo ich zachowanie. Nie mają więc powodu, aby manipulować wrażeniem, jakie wywierają na innych, ponieważ ich aktualny wizerunek społeczny jest nie tylko pozytywny, ale i adekwatny do tego, kim faktycznie są.

Taktykę opisywania siebie stosują zatem często osoby, których wizerunek publiczny został nadwyrężony – na ogół nie bez powodu – i wymaga reparacji (ratowanie twarzy i odzyskiwanie dobrego imienia). Ich działania autoprezentacyjne mają charakter obronny i często opierają się na oszustwie, polegającym na deklarowaniu postaw czy cech dokładnie odwrotnych niż te, które są im przypisywanie: twierdzą, że są uczciwi, ponieważ inni uważają ich za oszustów. Odbywa się to na podobnej zasadzie jak w przypadku mechanizmu obronnego zwanego w psychoanalizie odwróceniem:

Odwrócenie – akt lub proces odwracania. W psychoanalizie mechanizm obronny, za pomocą którego cel popędu zmienia się w przeciwieństwo, zazwyczaj z postaci aktywnej w pasywną, na przykład kiedy sadyzm seksualny zamienia się w masochizm seksualny albo oglądactwo w ekshibicjonizm. Nazywany też odwróceniem w przeciwieństwo (Colman 2009, 466).

O ile jednak w psychoanalizie mechanizmy obronne mają charakter nieświadomy (procesy automatyczne), o tyle w przypadku odwrócenia jako świadomej autoprezentacji mamy do czynienia z przemyślaną strategią obronną (procesy kontrolowane). Motywy i cele są jednak podobne – osoba czuje się zagrożona i broni swojego wizerunku, przekonując otoczenie, że posiada cechy będące przeciwieństwem tych, o które jest posądzana i które często faktycznie posiada (w psychoanalitycznym odwróceniu chodzi także – a nawet przede wszystkim – o przekonanie o tym siebie samego).

W życiu codziennym często jednak prezentujemy siebie poprzez słowne deklaracje bynajmniej nie w celach obronnych, lecz po prostu dla uatrakcyjnienia swojego wizerunku. I na ogół jest to – na mocy konwencji społecznych – powszechnie akceptowane. Nawet wtedy, gdy „wszyscy wiedzą”, że nasze samoafirmujące sądy formułowane są cokolwiek na wyrost. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku słownych deklaracji na piśmie – kiedy trudno o bezpośrednią weryfikację – np. w listach motywacyjnych, ofertach matrymonialnych czy sloganach wyborczych. Kandydaci na pracowników zawsze będą przedstawiać się jako „pracowici, sumienni i obowiązkowi”, ewentualni partnerzy życiowi jako „atrakcyjni, czuli i sympatyczni”, zaś politycy jako „kompetentni i dbający o dobro kraju” (korzystając z okazji, oświadczam, iż autor tej strony także jest kompetentny, atrakcyjny i w ogóle niczego sobie).

Podobne oświadczenia traktowane są zwykle z przymrużeniem oka – szczególnie chyba w przypadku polityków – jako element pewnej społecznej gry. I trochę w myśl zasady: „kto nas pochwali, jeśli nie my”. Jest to jedna z komunikacyjnych konwencji. Warto mieć jednak na względzie, że te pisemnie deklaracje zwykle składane są przez kandydatów, którzy w przyszłości będą musieli potwierdzić wymienione przez siebie zalety w praktyce, a więc wszystko „wyjdzie w praniu”. Rozsądniej jest zatem zachowywać umiar w autoprezentacyjnej samoafirmacji.



Nie można, oczywiście, z góry zakładać, że autoprezentacyjne deklaracje słowne nie są zgodne z prawdą. Owszem, ludzie niekiedy perfidnie oszukują, ale „w wypadku autoprezentacji człowiek jednak nie kłamie, a raczej selektywnie ujawnia prawdziwe informacje o sobie” (Leary 2007, 30). Tworząc zatem swój tzw. słowny – werbalny czy pisemny – autoportret, zwykle nie tyle oszukujemy, ile „proponujemy publiczności wyidealizowane wrażenie, wysuwając na pierwszy plan pewne fakty i ukrywając inne” (Goffman 1981, 108), czyli – w innym tłumaczeniu – autoprezentacja wiąże się z „nadinformowaniem o niektórych faktach i niedoinformowaniem o innych” (Leary 2007, 31). Jest to tzw. wyłączająca technika autoprezentacji. Innymi słowy, w prezentowaniu siebie bywamy świadomie wybiórczy i nieświadomie stronniczy.

Ważne jest nie tylko to, co ludzie decydują się powiedzieć o sobie, ale także to, czego nie mówią. Ludzie manipulują wywieranym wrażeniem, nie tylko opisując siebie w określony sposób, lecz również wyłączając z tego opisu pewne informacje (Leary 2007, 31).

Znakomitym przykładem stosowania wyłączającej techniki autoprezentacji są posty zamieszczane na Facebooku. Opisując w nich swoje cechy, upodobania, antypatie, dokonania, doświadczenia życiowe, obawy, nadzieje itd., ludzie mają pełną kontrolę nad tym, czego dowiadują się o nich inni. Jest rzeczą oczywistą, że nie będą to informacje, które w ich mniemaniu będą szkodzić ich wizerunkowi.

Strategia ta widoczna jest także w przekazach reklamowych. Producenci i handlowcy często „wysuwają na pierwszy plan” informację, że dany produkt oferują po znacznie obniżonej cenie albo nawet zupełnie za darmo, ukrywając jednocześnie na dalszym planie fakt, że z oferty tej możemy skorzystać jedynie w przypadku, kiedy kupimy inny produkt (albo kilka innych) po cenie standardowej. Internet pełny jest ofert, eksponujących informację o darmowym dostępie do kursów czy szkoleń, ukrywających zaś taki drobny szczegół, że nieodpłatne są tylko dwie pierwsze lekcje itd.

Przekazy reklamowe nie należą wprawdzie do komunikacji interpersonalnej – będącej właściwą domeną autoprezentacji – ale stosowana w nich strategia „nadinformowania i niedoinformowania” stanowi niejako przejaskrawioną postać taktyki, jaką stosujemy na co dzień, próbując wywierać stosowne wrażenie na innych.

Efekt pierwszeństwa




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.