Autoprezentacja a tożsamość
Dość często słyszymy rady, abyśmy nie przejmowali się zbytnio tym, co o nas mówią inni ludzie. Rodzice, przyjaciele czy znajomi przekonują nas, że opinia otoczenia nie powinna wpływać na to, co robimy i co o sobie myślimy. Że powinniśmy robić po prostu swoje i nie oglądać się na innych. Czasami sami wygłaszamy takie deklaracje – przeważnie w chwilach, kiedy spotykamy się z brakiem akceptacji, krytyką czy odrzuceniem.
Prawda jest jednak taka, że to, jak nas postrzegają inni ludzie, jest ważne. Owszem, pewien dystans do rzeczywistości jest konieczny. Nie można dać się zwariować. Zawężanie horyzontów myślowych nikomu nie wychodzi na dobre. Dystans do sytuacji, w jakiej się akurat znajdujemy, oznacza przede wszystkim możliwość usytuowania jej w szerszym kontekście społecznym, a tym samym lepsze jej zrozumienie – każda część jest bowiem określana przez całość.
Czy tego chcemy, czy nie, powyższe uwagi dotyczą także naszej tożsamości, która konstytuuje się głównie poprzez relacje społeczne, a więc poprze strukturalne odniesienie do wszystkich innych elementów życia społecznego. Martin Heidegger nazywał to istotowym byciem-w-świecie. Jesteśmy, kim jesteśmy, ponieważ jesteśmy w świecie razem z innym ludźmi, do których się istotowo odnosimy. Naszą tożsamość konstruuje zarówno to, co myślimy o innych ludziach, jak i to, co oni myślą o nas. To bowiem, co myślimy o sobie i innych, zależy w dużej mierze od tego, co ci inni myślą o nas. W sensie ścisłym – inaczej niż w języku potocznym – „być sobą” nie oznacza zatem dystansowania się od opinii otoczenia. Przeciwnie, „być sobą” to mieć określoną postawę wobec innych ludzi i podlegać wpływom tego, w jaki sposób ich postawy są wyrażane wobec nas.
Rola, jaką w tych wzajemnych relacjach człowieka ze światem społecznym odgrywa autoprezentacja, jest zatem niezmiernie doniosła. Od tego, jak się zaprezentujemy innym ludziom, zależy bowiem także – a może przede wszystkim – to, kim w istocie będziemy. Nie jest to zależność wprawdzie bezpośrednia, a przez to niejawna, tym bardziej jednak godna uwagi. Autoprezentacja jest po prostu istotną częścią autodefinicji, czyli tego, jak jednostka definiuje samą siebie i kim rzeczywiście się staje.
Ponieważ wrażenia, które wywieramy (a ściślej mówiąc – myślimy, że wywieramy) mają wpływ na nasze poczucie własnej wartości oraz emocje, na ogół mamy motywację do zachowań autoprezentacyjnych nawet wtedy, gdy wywarte przez nas wrażenie nie pociąga za sobą żadnych bezpośrednich skutków. Angażowanie się w autoprezentację pomaga człowiekowi stworzyć i utrzymać własną tożsamość. Aby przyswoić sobie określoną tożsamość, trzeba zachowywać się w sposób dla niej odpowiedni. Zanim jednostka zacznie naprawdę postrzegać siebie jako daną osobę, musi odgrywać odpowiednie zachowania (Leary 2007, 58).
Innymi słowy, autoprezentacja sprzyja uwewnętrznianiu nowych ról. Kiedy będziemy zachowywać się jak dobrzy, sympatyczni i życzliwi ludzie, będziemy bardziej skłonni stać się nimi naprawdę. Mechanizm jest prosty: żeby dobrze odgrywać rolę kompetentnego, sumiennego i uczciwego pracownika, najlepiej się nim po prostu stać. Korzyść jest zawsze co najmniej podwójna: nie tylko staniemy się lepszymi, ale też zniknie dyskomfort, związany z udawaniem – czy choćby tylko naginaniem faktów – kogoś, kim niezupełnie się jest, wzrośnie zaś pewność siebie i poczucie własnej wartości.
Sytuacja jest, oczywiście, obustronna: jeśli osoby z naszego otoczenia potwierdzają, że jesteśmy tymi, za kogo pragniemy w ich oczach uchodzić, tym łatwiej nam uwierzyć, iż rzeczywiście nimi jesteśmy. I znów: tym prędzej się nim rzeczywiście stajemy. W ten właśnie sposób – poprzez autoprezentację i jej społeczny odzew – człowiek staje się sobą.
Kiedy dwie osoby wchodzą w interakcję, każda z nich reaguje na wizerunek prezentowany przez drugą. Czasami ich odczucia są trafne, czasami nie. Tak czy inaczej, wywierane przez partnerów wrażenia w znacznym stopniu wpływają na wzajemne reakcje. Niewiele jest sytuacji społecznych, w których człowiek może pozwolić sobie na całkowite lekceważenie cudzych opinii na swój temat (Leary 2007, 13).
Gwoli ścisłości: wywierane przez partnerów wrażenia znacząco wpływają nie tylko na wzajemne reakcje, ale – szerzej – na ogólne relacje człowieka z jego otoczeniem i samym sobą. Można zatem powiedzieć, że rezygnując z zabiegów autoprezentacyjnych, rezygnujemy z aktywnego uczestniczenia w tym, kim się stajemy, zdając się w tym względzie w dużym stopniu na przypadek, czyli wyobrażenia i odczucia – czasem trafne, czasem nie – innych ludzi, jakie mają oni na nasz temat. Nie będziemy też – nawet we własnych oczach – tymi, za kogo się uważamy, jeśli nikt inny nie zechce tego potwierdzić.
Społeczne plusy i minusy autoprezentacji
Dodaj komentarz